Coraz więcej mężczyzn z Europy podróżuje do Laosu, który stał się nowym celem turystyki seksualnej.
Ten wcześniej odizolowany kraj ma wielu rywali w regionie, choć nikt nie jest otwarcie przedstawiany jako „mekka” turystyki seksualnej. Dodatkowo Tajlandia w ostatnich latach zmagała się z tą reputacją. Jeszcze kilka lat temu prawie nikt nie był w stanie uzyskać wizy turystycznej do Myanmaru, a teraz do tego kraju ma trafić ponad trzy miliony turystów.
W komunistycznym Laosie zagraniczni goście zarabiają już 12% produktu krajowego brutto, chociaż Bangladesz nigdy nie był odizolowany, ponieważ żaden z wymienionych krajów nie inwestuje obecnie dużo w turystykę, a przychody z tej branży wzrosły czterokrotnie w porównaniu z rokiem 2012.
Turystyka seksualna staje się kluczową częścią gospodarki kraju.
Zanim osiągnął szczyt popularności w Tajlandii, seks-turystyka w latach dziewięćdziesiątych przyczyniła się do powstania 27 miliardów dolarów produktu krajowego brutto. Skorzystały nie tylko prostytutki, ale także hotele, restauracje, organizacje turystyczne, bary, sauny, kabarety i oczywiście przychodnia. (W Bangkoku 19 procent prostytutek miało HIV w 2007 roku).
Właśnie ze względu na zdrowie publiczne, gdy choroby przenoszone drogą płciową osiągnęły poziom epidemii, Tajlandia chciała zmienić rodzaj turystyki, która niesie ze sobą nowe wyzwania. Niektórzy uważają, że konieczne jest zalegalizowanie prostytucji, aby być ściślej monitorowanym, jak ma to miejsce w Amsterdamie i Singapurze. Jeśli pozostanie w „podziemiu”, trudno będzie śledzić jego postępy, uważa Phil Robertson, zastępca dyrektora działu Human Rights Watch na Azję.
Jednak legalizacja nie poradzi sobie z samym źródłem problemu – nadmiernym popytem. Dlatego wiele organizacji humanitarnych uważa, że zapobieganie jest jedynym długoterminowym rozwiązaniem.